Weekend in Cracow & Festival of colours!

6/21/2015

Weekend w Krakowie, festiwal kolorów, dwa dni oderwania się od rzeczywistości - brzmi nie dość dobrze :)

Wyjazd? Po co się wysypiać, przed męczącym dniem pełnym wrażeń! Autobus (neobus w kwestii ścisłości) o 3:30, a trzeba się jeszcze przygotować, dojechać na dworzec... Także pobudka tuż po 2! Z bólem (dosłownie!) dałam radę. Mimo, iż podczas trasy już nie czułam się zmęczona, to jednak zupełnie przypadkiem zasnęłam, także te kilka godzin podróży minęło mi błyskawicznie. W Krakowie zawitałam już przed 7 rano, a moja przyjaciółka (dojeżdżająca z drugiej części Polski) już na mnie czekała. A co najlepiej robić rano, kiedy hotel ma się wynajęty od 14, a wszystkie lokale są pozamykane? Oczywiście, zwiedzać!




Wawel z samego rana jest przepiękny. A gorąco i tak nam już doskwierało! Przez bite pół godziny siedziałyśmy na ławce, na dziedzińcu, podziwiając widoki, słuchając śpiewu ptaków i obserwując pojawiające się już zagraniczne wycieczki. 



Później powrót na rynek i oczywiście obowiązkowo wizyta w pijalni czekolady Wedla <3 Przepiękne miejsce, a smak deseru do dzisiaj pozostał w moim ustach! Perfekcja w każdym calu! Ktoś z Was był i próbował? To była moja kolejna wizyta, a nadal nie mogę nadziwić się perfekcji ich czekolady i połączeń smakowych!



Przy okazji obsługa co najmniej 3 razy pytała, jak nam smakowało. Naprawdę przemili ludzie :) A co po tak smakowitym deserze? Spacer po rynku. Tam i z powrotem, odwiedzając kilka sklepów, mijając ludzi mówiących we wszystkich językach świata, aż w końcu przychodząc pod Kościół Mariacki na sławny hejnał! 

sukiennice <3 i mnóstwo ludzi!

A po hejnale obiad! Jako iż hotel miałyśmy wynajęty od godziny 14, chciałyśmy być punktualnie, żeby mieć jeszcze czas przygotować się na festiwal kolorów, a po drodze musiałyśmy jeszcze wrócić na dworzec, po zostawione w przechowalni bagaże, trzeba było zjeść wcześniej.



Jako iż miałyśmy ogromną ochotę na burgery z prawdziwego zdarzenia, wybrałyśmy się do Moa Burger, jednego z najlepiej ocenianych lokali podających burgery. Niestety, był to pierwszy i ogromny zawód wyjazdu. Burger był po prostu ohydny! Nie wiem, czy to my miałyśmy jakiegoś pecha, czy naprawdę renoma tego miejsca nie ma odwzorowania w podawanym jedzeniu, ale to, co dostałyśmy naprawdę w ogóle nam nie smakowało. Byliście kiedyś w tej burgerowni? Próbowaliście czegoś? Jak oceniacie jedzenie? Odejdźmy jednak od negatywów, bo nie warto się na nich skupiać. Po obiedzie poszłyśmy po walizki i zjawiłyśmy się już przed 14 w naszym hotelu. Z powodu ogromnego upału byłyśmy naprawdę zmęczone i spocone, dlatego przez wyjściem na festiwal wzięłyśmy prysznic, zmieniłyśmy ciuchy i... nadszedł czas ruszać!



Farby kupiłyśmy dopiero po pierwszym wyrzucie, bo dojechałyśmy tuż przed nim, a kolejki do namiotu były ogromne. Ale jak już w końcu miałyśmy je w swoich rękach, radość nie miała końca. Oczywiście, na terenie festiwalu trudno było znaleźć jakieś picie, więc kupiłyśmy wszechobecne piwo (spokojnie, mam już 18 lat od ponad roku :P ). W sumie byłyśmy na trzech wyrzutach kolorów, Było genialnie, zabawa jak na koncertach, DJe sprawowali się naprawdę bardzo dobrze, puszczali świetną muzykę, a ludzie byli świetni :P 

początki... tak mało kolorów na twarzy :P





chillin w cieniu pomiędzy wyrzutami <3 





ludzi trochę... nawet daleko od sceny!
tuż przed ostatnim wyrzutem...

uciekamy, wraz z setkami ludzi dosłownie, na pociąg!

No a co było najtrudniejszą częścią imprezy? Powrót! Droga pociągiem na festiwal zajęła nam jakieś 15 minut. Bez szału więc, odległość do przeżycia. Ale w drogę powrotną o tej samej porze co my chciało się wybrać kilkaset innych osób. Mimo, iż PKP rzekomo podwoiło ilość wagonów, nie było mocnych, żeby wszyscy się zmieścili. My weszłyśmy jako jedne z pierwszych, chociaż niewiele brakowało, żebym ja osobiście wpadła pod pociąg, na tory... Ludzie pchali się niemiłosiernie, bo kolejny pociąg miał być dopiero za prawie 2 godziny. Kosmos. 

ludzie dalej wchodzą...

Sama podróż to dopiero okazało się wyzwanie! Ludzi mnóstwo, temperatura dosłownie powalająca... Wszyscy w kolorach, spoceni, bez powietrza... Po podjechaniu na dworzec główny wszyscy zaczęli klaskać, a to wspaniałe, zimne powietrze pamiętam do dziś... Zbawienne... <3 Idąc przez miasto miałyśmy na sobie spojrzenie dosłownie wszystkich przechodniów! A po wejściu do hotelu prysznic był czymś więcej niż wieczorną przyjemnością. A co z następnym dniem? Byłyśmy tak zmęczone, że na niewiele miałyśmy siły. Pokój oddałyśmy o 11 i ruszyłyśmy do znalezionego w internecie lokalu z naleśnikami, zaledwie kilka ulic dalej - Pan Naleśnik!


Lokal malutki, ale ze świetnym rozwiązaniem w postaci stolików wystawionych na zewnątrz, ale od tyłu budynku, a nie na chodniku przy ulicy. W cieniu, pod parasolami, nie można wyobrazić sobie lepszej scenerii :) Dookoła posadzone roślinki, świeże zioła w doniczkach... Naprawdę świetny klimat. No i zakochałam się w prosto, ale niezwykle efektownie zastawionych stolikach. 


w oczekiwaniu na jedzenie... umierałam z głodu!

naleśnik z kurczakiem, mozarellą i kukurydzą. Pyszności!

Oczywiście, mimo potwornego głodu nie byłam w stanie zjeść całego... Ale zdecydowanie polecam to miejsce! Zwłaszcza dla takich fanatyków naleśników, jak ja! A co po obiedzie? Czas na kawę. Nie mogło nas zabraknąć w Starbucksie, no bo jak by to w ogóle było!


Pyszności. Inaczej się tego opisać nie da. No ale cóż, to już chyba każdy wie. Mimo, że w Starbucksie bywam przy każdej okazji wizyty w Krakowie, Warszawie i tego typu miastach, po raz pierwszy spotkała mnie taka sytuacja, jak tym razem. W pewnym momencie podeszła do nas pani pracująca w Starbucksie i zapytała, czy nie zechciałybyśmy przetestować nowego napoju, który właśnie zrobiła. Wymieniła nam wymieszane składniki, ale niestety nie udało nam się zapamiętać :( 


Jakby to jednak krótko opisać, było to owocowe, zimne i wspaniale orzeźwiające. Naprawdę jedna ze smaczniejszych rzeczy, jakiekolwiek próbowałam! Szkoda, że Pani szybko się zmyła i już jej nie było, bo skończyła zmianę, bo chętnie dowiedziałybyśmy się dokładnie co to było! No a później zrobiłyśmy jeszcze małe zakupy, posiedziałyśmy w parku i trzeba było się żegnać... Moja przyjaciółka wyjechała pierwsza, jakoś przed 18. Mój autobus miałam dopiero po 19, więc znalazłam Wi-Fi i zaczęłam nadrabiać Snapchatowe nowości z weekendu. 

Cały wyjazd oceniam lepiej, niż udany. Było przecudownie. Festiwal Kolorów będę pamiętać chyba do końca życia. W przyszłym roku jedziemy do innego miasta, także wszystko okaże się w 2016! No i przy okazji serdecznie rekomenduję takie weekendowe wypady z przyjaciółmi... Jak odpowiednio wcześnie wszystko zaplanujecie, można to odbyć za naprawdę niewielkie pieniądze, a spędzony razem czas i przeżycia zostaną z Wami na zawsze <3

Jeśli macie do mnie jakieś pytania, czy to na temat wyjazdu jeszcze, czy też jakiekolwiek inne, piszcie w komentarzach, lub na maila: thesarahfrompl@gmail.com

xoxo
sarahfromPL

You Might Also Like

25 komentarze

  1. Idea tego festiwalu jest super, sama chciałabym pojechać ale niestety nie mam z kim ;) Świetna fotorelacja :)
    http://przygody-mileny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Też miałam jechać na ten festiwal, ale tak wyszło, że nie miałam z kim. A szkoda.
    Mieszkam niedaleko Krakowa, więc to nie byłoby trudne jak w Twojej sytuacji.
    Pozdrawiam, Illuzjonistka.

    OdpowiedzUsuń
  3. idealny dzień :3 też chciałabym tak spędzić czas i wreszcie zwiedzić Kraków :)
    http://zatrzymacchwileulotne.blog.pl/- zapraszam skomentuj jeśli coś Ci się spodoba, będzie mi bardzo miło :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nigdy nie byłam na takim festiwalu ale jest to na liście które muszę zrobić w moim życiu ;D http://creamshine.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam festiwale kolorów i zapewne jeśli będzie w tym roku w moim mieście wybiorę się na niego. :)

    dree1999.blogspot.com

    /Dree.

    OdpowiedzUsuń
  6. eh no miałam jechać ale coś mi wypadło i niestety się nie udało. Kraków to przepiękne miasto, mam nadzieję że dostanę się tam na studia więc będę podziwiać częściej :P widzę że masz triadę, echelon? :P
    pozdrawiam i zapraszam na posta : D

    ordinaryarsonist.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroszczę, że tam byłaś ! Ja miałam jechać, ale nic z tego nie wyszło i bardzo żałuję :(
    Super zdjęcia ♥

    http://nastriala.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne zdjęcia, chciałabym też móc zwiedzić Kraków i być na festiwalu kolorów :>
    Co powiesz na wspólną obserwację?
    http://klaudiaworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Z tego co opisałaś musiało być naprawdę fantastycznie. Chwilami czułam się jakbym sama tam była... Kurcze, trzeba się będzie gdzieś wybrać. Narobiłaś mi ochoty na wyjazd.. Dobrze, że już w piątek zaczynam wakacje, może się uda zorganizować jakiś wypad ze znajomymi... Osobiście nie jadłam w tej burgerowni, więc nie powiem czy tak trafiłyście czy... No i co.. mam nadzieję, że częściej będziesz miała takie wypady i naprawdę epickie dni. Czekam do kolejnego postu.

    pannanikt001.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne zdjęcia :) :) http://nicoleee11.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. jakie genialne zdjęcia . zazdroszczę wyjazdu ja też chce kiedyś tam pojechać :)

    http://Fidanzataa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne zdjęcia!
    Zapraszam do przeczytania mojego posta:)
    Może wspólna obserwacja?
    http://weonforever.blogspot.com/2015/06/2-tag-moje-dziecinstwo-a.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Swietne ujęcia:)
    Uwielbiam Kraków :)

    http://mikijiu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Kraków jest taki piękny! Zazdroszczę wyjazdu :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zazdroszcze wyjazdu! ja byc moze nastepnym rrazem ide na festiwal kolorow :D

    W wolnej chwili zapraszam do siebie!
    http://the-fight-for-a-dream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. nigdy nie zrozumiem fenomenu Starbucksa, mnie tam niemalże nic nie smakuje. ;) co do burgerów z MOA, to kiedyś były baaaaardzo dobre, ale pogorszyły się i od dawna już tam nic nie jadłam, jest w Krakowie zdecydowanie więcej miejsc, gdzie można je zjeść naprawdę wyśmienite. ;) a Pana Naleśnika nie znam, ale to pewnie dlatego, że nie przepadam za naleśnikami. ;)
    na Festiwal Kolorów niestety nie dotarłam, chociaż miałam to w planach, bo musiałam kończyć pracę magisterską, wiec tylko zazdroszczę oglądając takie zdjęcia jak Twoje. ;)
    generalnie widzę, że wycieczka udana, ale ciężko w sumie, żeby w Krakowie taka nie była. :)
    pozdrawiam.
    http://poprostumadusia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Festiwial kolorów jest mega!

    OdpowiedzUsuń
  18. fajne zdjecia, i tak festival kolorow najlepszy!;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Fajnie zaczęłaś wakacje :)
    Ja w sierpniu wybieram się na festiwal kolorów :)
    Piękne widoki.

    http://narysowanna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. Chciałabym być na festiwalu kolorów :( może za rok mi się uda ;)

    Mój blog: http://alieever.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Kraków. Byłam tam raz w życiu. Piękne miasto. ;)
    Też chciałabym pojechać na festiwal kolorów. No niestety nigdy mi się to nie udaje. A szkoda. Widzę, że było świetnie. No po prostu zazdroszczę udanego wyjazdu. Też chcę. :)
    Świetny blog. Dodaję do obs. :*
    Pozdrawiam, Atena.
    http://skoszona-trawa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Nigdy nie byłam w Krakowie! Koniecznie będę musiała kiedyś odwiedzić to miasto :)
    Ciekawa sprawa ten festiwal kolorów! Też musiałabym się na taki kiedyś wybrać ;)
    Świetne zdjęcia!

    NOWY POST NA FABRYCE MIĘTY KLIK! :))

    OdpowiedzUsuń
  23. świetny blog, bardzo ładnie piszesz! :)
    Pozdrawiam!
    MÓJ BLOG
    skomentujesz? Może obs za obs ? :)‎

    OdpowiedzUsuń